czwartek, 5 marca 2015

Nadgorliwość jest gorsza od ...


Boję się nadgorliwości. Pod każdą postacią. Ostatnio, coraz częściej obserwuję ją u rodziców.
Zaczyna się już na etapie piaskownicy. Jak rozpoznać nadgorliwych? Jeśli zauważysz rodzica, który pomimo tego, że ma już samodzielne dziecko, biega za nim na placu zabaw, wchodzi razem z nim na wszystkie sprzęty, na głos komentuje każdą sekundę zabawy używając przy tym sztucznie przesłodzonego głosu, to możesz być pewien, że to on. Brakuje tylko wycia syreny i komunikatu: Planowana stymulacja rozwoju! Proszę się odsunąć!
Ja jednak popieram twierdzenie, że dziecko najlepiej rozwija się podczas swobodnej zabawy. Kiedy jest już na tyle samodzielne, by mogło się samo bawić, nie bądźmy jego animatorem i menadżerem, dajmy mu swobodę w odkrywaniu świata. Usiądźmy z boku, pogadajmy z innymi rodzicami, poprzyglądajmy się z dystansu, nie osaczajmy go. Dajmy mu pobawić się z innymi.
Zabawa nie ma być zadaniem do wykonania, które ma mieć jakiś rezultat. Nam może wydawać się bez sensu, ale dziecku pozwoli na bycie kreatywnym i pobudzi jego fantazję.




Następny etap, wiek przedszkolno-szkolny. Wtedy to właśnie w życiu rodziców nadgorliwych zaczyna się festiwal zajęć dodatkowych. Polega na wożeniu dzieci z zajęć na zajęcia, najlepiej kilka dziennie. Dziecko w domu ląduje późnym wieczorem, jak dobrze pójdzie. Często zapomina się przy tym o rozwoju fizycznym pociechy, skupiając się jedynie na intelektualnym. Poza tym, gdzie czas na budowanie więzi, rozmowę, zabawę i dziecięcą beztroskę?
Nie zrozumcie mnie źle, nie neguję zajęć dodatkowych. Najważniejsze to jednak zapytać dziecko co ono lubi, co ono by chciało. Może jednak zajęcia z francuskiego, na które chodzi bo my byśmy chcieli, żeby tak jak my znało ten język, nie są dla niego? Może woli kółko plastyczne? I umiar i jeszcze raz umiar.
Ważne, by towarzyszyć dziecku w jego rozwoju, obserwować je i nie sterować nim wg własnych potrzeb.




Później następuje wybór najlepszego gimnazjum / liceum, które osiąga najwyższe lokaty w rankingach zdawalności testów wszelakich.
Szczerze? Wcale mi nie zależy, żeby moje dziecko uzyskało jak najwięcej punktów na jakimś tam egzaminie. Tym bardziej, że znawcy i pasjonaci nauczania grzmią, że polskie egzaminy serwowane uczniom są przestarzałe, źle przygotowane i na dodatek niewłaściwie oceniane. Wolę, żeby moje dziecko potrafiło samodzielnie myśleć, wyciągać wnioski, wygłaszać swoje opinie i  miało ciekawość świata, a nie stało się schematycznym rozwiązywaczem testów wszelakich. Bezmyślnym odklepywaczem regułek.
Pragnę, by moje dziecko było przede wszystkim szczęśliwe, by miało czas na "nicnierobienie", na wolną zabawę z rówieśnikami na podwórku. Nie chcę umęczonego dorosłego w ciele dziecka, którym steruję tak, by móc pochwalić się znajomym i zrealizować mój "projekt geniusz". Rodzice - ochłońcie!







10 komentarzy:

  1. Na każdym etapie trzeba dać dziecku przestrzeń. Być obok, czuwając, ale nie zawsze ingerować w to, co wymyśla dziecko. Mieć to na oku, by w razie czego zareagowć, ale pozwolić działać. Inaczej wychowamy sterowane dzieci, zmęczone ciągłym spęłnianiem naszych scenariuszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mądre słowa. Dzięki za Twój głos w tej sprawie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że powinno się dać dziecku przestrzeń, pole do rozwoju. Ale czasami matki mają z tym problem, szczególnie przy pierwszym dziecku.
    Naslonecznej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Przy pierwszym dziecku z reguły popełnia się dużo różnych błędów. Ważne, by wyciągać z nich wnioski. To, czy realizujemy "projekt geniusz" czy nie w dużej mierze zależy od tego co siedzi w naszej głowie.

      Usuń
  4. bardzo mądrze piszesz!
    ja również uważam, że najlepsza dla dziecka jest swobodna zabawa,
    ostatnio były u mnie dzieci sąsiadki i pięknie się dzieci razem bawiły, nawet gdy odbierały sobie zabawki, nie interweniowałam, po krótkiej kłótni same sobie poradziły
    na razie jestem na etapie 2-3 latka, lecz już teraz myślę o tym, by nie być taką nadgorliwą matką, który spełnia swoje niezrealizowane ambicje i plany zmuszając do czegoś

    OdpowiedzUsuń
  5. Jerzy na pewno kiedyś Ci za to podziękuje :-) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Obserwujemy mamy "nadgorliwe", a mamy nadgorliwe ukradkiem obserwują inne i myślą sobie "co za znieczulica"... Słyszałam kilkukrotnie pod swoim adresem np. w takiej sytuacji
    - Czemu nie reagujesz, dziecko ci się przewróciło?
    - Podnosi się? - odpowiadam patrząc na nie ze stoickim spokojem.
    - No tak, ale płacze.
    - Pewnie zaraz się uspokoi. Co go nie zabije to go wzmocni.
    I widzę jak patrzą na mnie jak na wyrodną matkę... A wcale taka nie jestem. Intuicyjnie oceniam czy upadek był groźny. Oczywiście podejdę do dziecka, rozeznam się w sytuacji, uspokoję, ale nie zrywam się od razu jakby się paliło, bo później uderzy się w paluszek i będzie półgodzinna syrena i do mamusi, a przecież musi się nauczyć radzenia w różnych sytuacjach, nie zawsze będę na wyciągnięcie ręki. Moim zdaniem nie oznacza to, że jestem złą matką, no chyba, że się mylę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Absolutnie nie jesteś złą matką. Tylko trzeźwo i bardzo rozsądnie myślącą. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety wielu rodziców popełnia ten błąd i chce, aby ich dzieci żyły tak, jak ONI sobie zaplanowali. Czesto sa to ich niespełnione marzenia. Smutne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo trafne podsumowanie tematu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń