sobota, 31 stycznia 2015

Horror porodowy


Wczoraj wstrząsnął mną materiał wyemitowany w wieczornych Wiadomościach. Szok, niedowierzanie, refleksja. Muszę podzielić się z Wami moimi odczuciami.

Do Centrum Zdrowia Kobiety i Dziecka w Zabrzu trafia 37-letnia kobieta w 9-tym miesiącu ciąży. Ma urodzić standardowo, zdrową dziewczynkę. Badanie wykazuje, że jej dziecko jest martwe. Lekarze orzekają, że ma urodzić siłami natury (!). Podają jej leki wywołujące poród. W jego trakcie dochodzi do poważnych komplikacji. Dochodzi do zatrzymania krążenia i obfitego krwotoku z dróg rodnych matki. Odbywa się karkołomna operacja ratowania życia matki. Trwa wiele godzin. Udaje się zatrzymać krwotok, jednak kobieta jest w stanie ciężkim. Nie wiadomo czy przeżyje i jak będzie wyglądało jej życie jeśli przeżyje. Najprawdopodobniej doszło do zatoru wodami płodowymi.
Prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie narażenia kobiety na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia ...
W materiale wypowiada się także Pan profesor, który stwierdza, że poród martwego płodu drogą cesarskiego cięcia przeprowadza się jedynie w ściśle określonych przypadkach.

Jakich zatem, pytam? Czy to, że dziecko jest martwe, a matka w ciężkim szoku nie jest wystarczającym powodem? Kobieta przeżywa męki spowodowane śmiercią dziecka i jeszcze zmusza się ją do kolejnego cierpienia, bo ma urodzić swoje martwe dziecko siłami natury? Dlaczego zmuszono ją do porodu naturalnego? Zamiast choć trochę jej ulżyć i przeprowadzić cesarskie cięcie. Pochylić się nad ludzkim dramatem. Zwyczajnie pomóc. Przecież po to chyba zostaje się lekarzem? By wysłuchać, zrozumieć i pomóc?
Ile jeszcze musi wydarzyć się tragedii, jak ta czy Bartłomieja Bonka? Czy ktoś w końcu przyjrzy się temu co dzieje się na polskich porodówkach? Zmuszaniu kobiet do porodów naturalnych za wszelką cenę. Nawet cenę życia ...





EDIT: Niestety, kobieta zmarła w poniedziałek 23 lutego 2015 ...




czwartek, 29 stycznia 2015

Ratunku, rodzeństwo!


Narodziny kolejnego dziecka w rodzinie to rewolucja. Dla rodziców, ale także i dla naszych młodszych pociech. Gdy rodzi się nam drugie dziecko, nasza pierworodna latorośl przestaje być jedynakiem.
Rodzeństwu towarzyszą skrajne emocje. Z jednej strony jest przyjaźń, bliskość, z drugiej jednak strony mogą pojawić się uczucia takie jak zazdrość czy rywalizacja.
Czy pojawienie się rodzeństwa musi oznaczać problemy? Jeśli takie wystąpią to jak im zaradzić?




Pracę nad tym, by po urodzeniu następnego dziecka zminimalizować sytuacje problematyczne trzeba zacząć będąc jeszcze w ciąży. Najlepiej bowiem dobrze przygotować nasze dziecko na pojawienie się rodzeństwa. Rozmawiajmy z dzieckiem, tłumaczmy, że w domu niedługo pojawi się rodzeństwo, czytajmy książeczki o tej tematyce, dotykajmy wspólnie powiększającego się brzuszka. Dobrym pomysłem będzie także pokazanie dziecku zdjęcia lub filmu z badania USG, które pomoże mu w wyobrażeniu sobie istoty, która wkrótce do Was dołączy.
Wspólne przygotowywanie pokoiku lub łóżeczka dla maleństwa i zabranie dziecka na zakupy artykułów dla niemowlęcia oswoją go trochę ze zmianą, która nadchodzi.
Spróbujmy stopniowo przyzwyczajać starszaka do samodzielnej zabawy, tak, by po narodzinach malucha nie widział w tym nic niepokojącego.
Kiedy nowy członek rodziny pojawi się w domu, postarajmy się o drobny prezent, którym niemowlę przywita swojego świeżo upieczonego brata lub siostrzyczkę.
Nasz świat staje na głowie, nie ma czasu na wiele. W tym wirze nie trudno o brak czasu dla starszaka. Starajmy się jednak nie popełnić błędu odrzucenia. Roztkliwianie się nad słodziutkim niemowlakiem i nieustanne poświęcanie mu każdej sekundy, skutkuje uczuciem odrzucenia u starszego rodzeństwa, co z kolei rodzi bunt.
Wiem, że to trudne, ale postarajmy się od samego początku codziennie znaleźć czas na wspólne aktywności ze starszakiem. Niech to będzie choćby godzina dziennie. Oddelegujmy babcię z wózkiem na spacer lub poprośmy męża, by zajął się niemowlakiem, tak, by pobawić się tylko z naszym pierworodnym. Dobrze, by stało się to swego rodzaju rytuałem. Starszak poczuje, że mimo pojawienia się brata/siostry, nadal jest dla nas ważny i bardzo go kochamy.
Zwracajmy także baczną uwagę na wszystkie zachowania starszego rodzeństwa, które mogą nas niepokoić. Poczucie zagrożenia związane z pojawieniem się nowego członka rodziny może bowiem skutkować moczeniem się, niepokojem, drażliwością, chwilowym "cofnięciem się w rozwoju", a nawet buntem. W grę mogą wchodzić także zachowania agresywne, w późniejszym okresie mogą one także wychodzić od dziecka młodszego. Ważne, by szybko reagować na zauważone problemy, konsekwentnie wytyczać granice i uświadamiać dziecku niebezpieczeństwa wynikające z określonych zachowań. Nasze dziecko ma prawo nie rozumieć, że może zrobić swojemu bratu/siostrze krzywdę.
Nie jest to łatwe, ale starajmy się nie pobłażać najmłodszemu, "bo on taki mały, to Ty mu ustąp". Bądźmy sprawiedliwi.
W późniejszym okresie czeka nas także praca związana z uczeniem kompromisów i współdziałania z rodzeństwem. Pomagajmy w rozwiązywaniu konfliktów, uczmy ustępstw, negocjowania i walczenia o swoje. Będzie to także kapitał na przyszłość.
No i jeszcze trochę o syndromie dziecka środkowego. W sytuacji, gdy mamy trójkę dzieci, często nasza uwaga skupia się na najmłodszym i najstarszym. Dziecko środkowe często musi sobie jakoś poradzić. Zwróćmy na to uwagę.
Na poligonie "rodzeństwo" trudno odnaleźć się dorosłym, a co dopiero dzieciom. Nie porównujmy i nie faworyzujmy. Dajmy im nasze wsparcie, oraz poczucie, że są kochani i bezpieczni, a pomoże to wyeliminować wiele niepotrzebnych problemów.

Ciekawa jestem Waszych doświadczeń i uwag związanych z pojawieniem się w domu rodzeństwa. Dajcie znać.




wtorek, 27 stycznia 2015

A może króliczek na roczek?


Pierwsze urodziny Panny Młodszej za nami. Pyszne jedzenie, cudowni goście, na których zawsze można liczyć no i oczywiście Jubilatka z rozkoszą pochłaniająca masę karmelową ze swojego pierwszego tortu.
Pannę Młodszą obsypano prezentami. Kurczy nam się więc przestrzeń do swobodnego przemieszczania po mieszkaniu. Prezenty naprawdę świetne. Aktualnie przechodzą testy Panny Młodszej. Starszej zresztą też, bo zabawki młodszej siostry niesamowicie ją fascynują. I vice versa.
Ze względu na to, że prezenty są godne polecenia, będę je Wam od czasu do czasu prezentowała. Dziś ten mały cykl otworzy prezent, którym Pannę Młodszą obdarowała ciocia O. i wujek M.
Oto od kilku dni w naszym domu mieszka nowy, zupełnie niezwykły domownik. Zwierzak, lecz nie byle jaki. Oryginalny, pomysłowy, uszaty - prawdziwy z niego słodziak.
Opakowany w ekologiczny woreczek, z doczepionym serduszkiem i metkami, prezentował się wyjątkowo.
I nawet podziękował, że został wybrany...
Króliczek przytulanka marki La Millou to nowy przyjaciel na dobre Panny Młodszej. Żółte "futerko" ma lekko wypustkowatą fakturę, która wpływa pobudzająco na zmysły maluszków i stymuluje ich rozwój.
Króliczek ma długaśne uszy, za którymi potrafi się schować, by zaraz potem zrobić "A kuku!". A Pannie Młodszej w to mi graj. Królik to jej kumpel na zabój. Siedzi, ogląda go, uśmiecha się do sympatycznej mordki, dotyka nosek i oczywiście całuje go.
Jej uwaga na dłużej skupia się na niesamowitych uszach króliczka, które od środka zdobi ciekawy materiał. Nasz króliczek ma w nich naszyte zwierzaki z pióropuszami na głowach. Panna Młodsza na ich widok emocjonuje się i pokazuje je paluszkiem, zupełnie jakby chciała powiedzieć "Patrz, Mamo, jakie fajne zwierzaki!".
Ten ręcznie szyty długouchy może być towarzyszem snu lub zabawy. Panna Młodsza jednak zdecydowanie opowiada się za zabawą. Królik próbował utulić ją do snu zaraz po urodzinach, więc drzemki nie było, ale za to była zabawa...





















niedziela, 25 stycznia 2015

Misja "pierwsze kapcie dla maluszka"


Panna Młodsza niedawno skończyła roczek. Jeszcze nie chodzi, ale stawia już pierwsze kroczki.
Z tego też względu postanowiłam zakupić dla niej pierwsze dobre obuwie domowe. W skarpetkach było jej bardzo wygodnie, lecz coraz częściej przy wstawaniu nóżki jej się rozjeżdżały i zrobiło się zwyczajnie niebezpiecznie.
Misja "Mama szuka dobrych kapci" rozpoczęła się. Przeszukałam internet, poczytałam i wybrałam. Zamówiłam paputki.pl czyli mięciutkie, skórzane obuwie dziecięce. Wybrałam amarantowe z aplikacją zebry. Przesyłka dotarła, a mi buzia sama zaczęła się śmiać na ich widok. Paputki są piękne, uszyte w Polsce z mięciutkiej skórki, a ich zamszowe podeszwy są antypoślizgowe. Skóra oddycha i zapewnia stópkom prawdziwy komfort, bo się nie pocą. Wnętrze paputków wyposażone jest w nanosrebro, które ma właściwości antybakteryjne.
Jeszcze niedawno panowało ogólne przekonanie, że dobre buty dla dzieci powinny być wysokie, z twardą podeszwą i sztywnym zapiętkiem. Jest to mit. Obecnie pediatrzy uważają, że mała stópka potrzebuje jak najwięcej ruchomości i swobody, aby prawidłowo się rozwijać. W miękkich paputkach mięśnie stópek dziecka pracują równomiernie, co gwarantuje prawidłowy rozwój stopy i pozwala wyeliminowac potencjalne późniejsze problemy. Kiedy założymy dziecku sztywne kapcie, czuje się jakby chodziło w butach narciarskich.
Paputki mają elastyczne zapięcie (wbudowaną gumkę), dzięki czemu idealnie dopasowują się do stópki dziecka i nie spadają. Można je bez problemu założyć i zdjąć. Panna Młodsza uwielbia w nich śmigać. I uwieżcie mi, nie spędza już dnia na próbach pozbycią się ich. Są jak druga skóra, niezauważalne i komfortowe.
Polskie Paputki, których prekursorami były firmy Robeez i Bobux dostępne są w wielu wersjach kolorystycznych, z różnymi aplikacyjami. Przekrój rozmiarów - od takich dla niemowlaków po takie dla 4-5 latków.

Też macie paputki? Jakie są Wasze doświadczenia z nimi?



















czwartek, 22 stycznia 2015

Jestem Mama Sp. z o. o.


Taka scenka z życia wzięta.
Wpadam do domu z dziewczynkami.
Dzieciaki na jednym ramieniu, torby z zakupami na drugim.
Uginam się.
Kawa plus słodycz w myślach i planach.
"Mamo! Jestem głodna!" - Starsza
"Ammmm!" - Młodsza
No dobra, kawa poczeka...
Może już?
"Mamo! Jak mam zrobić to zadanie?" - Starsza
"Uuuuuuuuuuuuuuu!" - Młodsza
Lekcje, zabawy i przytulaski.
Buziaczki, zażalenia, skargi, pogadanki.
Kolacja, kąpiel, książeczka.
Codziennie taka bajeczka.
Karuzela rozpędzona jak szalona.
A teraz siedzę i piszę.
Co jeszcze, myślę?
Ugotuję, a może wyprasuję?
Nie! Ogłaszam upadłość (na kanapę) po całym szalonym dniu.


A jak tam Wasza Sp. z o.o.? :-)
Założę się, że świetnie prosperuje.


www.kukartka.pl





wtorek, 20 stycznia 2015

The best of .... książeczki dla maluchów


Panna Młodsza uwielbia książeczki. Towarzyszyły jej od zawsze. Jak była zupełnie malutka pokazywaliśmy jej książeczki czarno-białe a później czarno-biało-czerwone. Odpowiadają one sposobowi w jaki maluszek postrzega świat, a kontrastowe wzory idealnie pasowały do jej potrzeb. Następnie nadszedł czas książeczek pluszowych, piszczących i szeleszczących. Świetnie wspomagały rozwój małego odkrywcy.
Teraz, kiedy Panna Młodsza ma już roczek, korzysta z bardziej zaawansowanych wynalazków książeczkowych. Na tym etapie rozwoju maluchy chętnie słuchają krótkich historyjek. Uwielbiają naśladowanie odgłosów i określeń dźwiękonaśladowczych. Są dumne, że potrafią samodzielnie przewracać strony książeczek. Chętnie także, na swój sposób, odpowiadają na nasze pytania.
Oto nasze hity książeczkowe:

1. Seria "Obrazki dla maluchów" N.Belineau i E. Beumont czyli małe książeczki z twardymi stronami w sam raz dla malutkich rączek dzieci.
W skład serii wchodzi ponad 20 książeczek, na stronach których widnieją podpisane, pięknie wykonane figurki z modeliny. Wszystko jest niesamowicie kolorowe i fascynujące dla małych odkrywców. Panna Młodsza wertuje je kilka razy dziennie. Książeczkę "Pieski" darzy szczególnym sentymentem :-)






2. "Księga dźwięków" Soledad Bravi
Książeczka ma wadę. Jest za gruba. Nasza książeczka jest już w kilku częściach. Od intensywnego korzystania przez Pannę Młodszą po prostu się rozpadła. Nie przeszkadza to jednak w dalszych zabawach z udziałem tej pozycji wydawniczej. Jest świetna. Po prawej stronie mamy obrazki. Proste, ale wyraźne, w sam raz dla maluchów. Po lewej zabawne .... robi.... pozwalają na naśladowanie różnego typu ogłosów. Panna Młodsza w pocie czoła kilka razy dziennie przerzuca jej kartki w poszukiwaniu kotka i pieska. Jak już je odnajdzie i zapytam "jak robi kotek/piesek?", najpierw pada uśmiech a następnie wiernie naśladuje dany odgłos. Zabawa i ubaw po pachy...









3. Książeczki z ruchomymi częściami np. "Lokomotywa" w postaci harmonijki oraz "Pan Kłap i kolory" J. Lodge.
Są fascynujące, bo dzieje się w nich znacznie więcej niż w normalnych książeczkach. Można coś przesunąć, rozłożyć, a nawet coś czasami wyskoczy. Super frajda plus historyjki, w przypadku "Lokomotywy" - dźwiękonaśladowcza.







4. Książeczki śpiewające Fisher Price
Wersja po prawej jest z nami już 6 lat. Korzystała z niej jeszcze Panna Starsza. Ale Panna Młodsza też ją lubi. Wersja po lewej to nowszy model, bardziej przemyślany. Śpiewa w dwóch językach, jest lżejsza i bardziej poręczna. W obu wersjach można regulować poziom głośności oraz włączać i wyłączać książeczkę.





Oprócz "Księgi dźwięków" wszystkie zaprezentowane przez mnie propozycje książeczek były także przetestowane przez Pannę Starszą. Bazuję więc na doświadczeniu i potwierdzam, że dzieci, którym czyta się na głos lub opowiada historyjki mówią szybciej i same w przyszłości szybciej czytają.

Jestem ciekawa Waszych hitów książeczkowych dla najmłodszych. Napiszcie co Wasze Pociechy najchętniej wertują.
Miłej środy!



piątek, 16 stycznia 2015

Mamo, pozwól sobie na zdrowy egoizm!


Ostatnio minęłam na spacerze pewną parę. Szli z wózkiem z niemowlakiem. Niewiele słyszałam, ale jedno zdanie doszło moich uszu.
Mąż/partner przekonywał żonę/partnerkę: "Kochanie, przecież musisz zacząć gdzieś wychodzić. Zrób w końcu coś dla siebie!"
Mijając ich uśmiechnęłam się do siebie słysząc tę rozmowę. Skądś przecież ją znam...
Po urodzeniu pierwszej córeczki długo nie mogłam zdobyć się na wyjście z domu. Chciałam być zawsze przy niej, w domu. Sądziłam, że tak trzeba.
Że inaczej być nie może. Nie wypada. W końcu mam dziecko, mam z nim być. I to najlepiej bez przerwy.
A przerwa, jak każdemu, się należy. Jest nawet wskazana. Opieka nad dzieckiem to ciężka harówka. Trzeba zmienić temat i przewietrzyć głowę.
I nie mówię tu o dwutygodniowym wypadzie do Australii. Ale o spacerze w samotności, pogaduchach z koleżanką (sic! - nie o dzieciach), małych zakupach czy pilatesie.
Każda mama musi mieć coś dla siebie. Najlepiej trochę czasu. To luksus - wiem. Ale spróbuj, mąż/partner słusznie namawia. Zobaczysz, to działa!
Mamy weekend. Spróbuj więc uszczknąć trochę czasu tylko dla siebie. Może masaż? Lektura ulubionego magazynu? Dobra kawa w miłym towarzystwie?
Gwarantuję, Droga Mamo, że po powrocie podziękujesz mężowi/partnerowi za bezcenny prezent. CZAS. I przyznasz, że tym razem miał rację ...












środa, 14 stycznia 2015

Mama wraca do pracy


Właśnie dziś kończę mój roczny urlop macierzyński. Prawie rok temu pojawił się w naszym domu czwarty domownik. Druga córeczka. Byłam na wyłączność całe 8 miesięcy. Karmiłam, przewijałam, zabierałam na spacery, bawiłam się z nią.
Potem skorzystałam z fajnej możliwości łączenia pracy na pół etatu z dalszą opieką nad malutkim dzieckiem. Polecam Wam to rozwiązanie. Daje fantastyczną możliwość stopniowego powrotu do pracy przy jednoczesnym sprawowaniu opieki nad maluszkiem przez sporą część dnia. Dziecko także pomału przyzwyczaja się do tego, że mama wychodzi. I wraca. I jaka wtedy jest radość... Istne szaleństwo... Więc wracam szybko i jak na skrzydłach...
Dziś trochę powspominam. Bo kończy się urlop macierzyński, a od jutra wracam do pracy na większą część etatu.
Każda z nas może wybrać czy zostanie z dzieckiem 14, 26 czy 52 tygodnie. Bo każda z nas ma inną sytuację życiową, inne cele i plany.
Warto to dokładnie przemyśleć, zaplanować i wybrać najlepsze rozwiązanie.
Minął cały rok. Kiedy to uciekło? A ile się wydarzyło od porodu ...
Oczywiście rewolucja. Drugie dziecko i to po niemal sześciu latach przerwy. Niby wszystko jasne, ale jednak trochę jak przez mgłę się wiele pamięta. Nie obyło się więc bez powrotu do niektórych poradników. Ale jednak tym razem bardziej na luzie. Intuicyjnie. Spokojnie. Świadomie.
Były prawie codzienne spacery nad morzem, piewsza podróż do Torunia, pierwsze wakacje w Bieszczadach i nad jeziorem na Kaszubach.
Od 8-go miesiąca zaczęła się także nasza przygoda z basenem. Oswajanie wody plus super zabawy na zajęciach dla maluszków. Dziś na widok basenu Panna Młodsza wpada w szał. Wystawia język, sapie ze szczęścia i chlapie wodą na wszystkie strony. Zero strachu. Woda to zdecydowanie jej żywioł.
Jaki bilans na dziś? Pięć zębów, śmiga raczkując, niedługo zacznie chodzić, akuku mogłaby cały dzień. Wszystkie pieski i kotki, pluszowe czy na obrazkach muszą być codziennie przynajmniej parę razy obcałowane. Kocha je. Próbuje nawet całować pieska z bluzy, którą ma na sobie.
Coraz więcej za nami powtarza. Odgłosy zwierzątek w szczególności.
I kocha swoją starszą siostrę. Miłością uwielbieńczą, czasami drastyczną. Panna Starsza składa meldunki "Mamo, ona mnie gryzie, liże i paca!". I przytula tego małego szkraba za którym szaleje.
A ponad wszystko Panna Młodsza to wieczny zaciesz. Ciągle się śmieje. A świat razem z nią ...

Jakie są Wasze doświadczenia związane z powrotem do pracy po urlopie macierzyńskim? Dajcie znać.













niedziela, 11 stycznia 2015

Zupa rybna z kukurydzą dla roczniaka i nie tylko


Często używam łososia w kuchni do różnych potraw. Lubię go także serwować moim dzieciom. Ma dużo kwasów omega-3 korzystnie wpływających  na rozwój mózgu i pracę serca. Dodatkowo, łosoś zawiera jedynie śladowe ilości rtęci.
 Przygotowując potrawy dla mojej rocznej córeczki często sięgam po pomysły kulinarne zawarte w książce "Gotowanie dla malucha" Lisy Barnes. Autorka podzieliła ją na sekcje zawierające przepisy dla niemowląt i dzieci w różnym wieku.
Moja córeczka to już roczniak, zatem kończy się w jej życiu okres niemowlęctwa. Odkąd skończyła 7 miesiąc podaję jej potrawy z coraz bardziej widocznymi cząstkami wymagającymi żucia i gryzienia. Dziś jedna z moich ulubionych potraw znaleziona w książce Lisy Barnes w sekcji dla dzieci powyżej 1 roku życia.
Zupę rybną z kukurydzą można przygotować z myślą o całej rodzinie. Tak też było w naszym przypadku. Wszyscy ją pałaszowaliśmy. Z wielkim smakiem. Jedyna modyfikacja dla Panny Najmłodszej polegała na rozdrobnieniu większych kawałków, tak by łatwiej było jej je pogryźć.




Składniki:
- 300 g filetu z łososia
- 250 g czerwonych ziemniaków (ja użyłam zwykłych i też było OK)
- 1,5 szklanki wywaru z warzyw
Ugotuj wywar z pora, marchewki, pietruszki i selera. Niewykorzystaną ilość zamroź, bo przyda się do innych potraw.
- 1,5 szklanki mleka 3,2%
- 1,5 szklanki świeżej lub mrożonej kukurydzy
- 1 cebula
- 1 łodyga selera naciowego
- 1 średnia marchewka
- 1 ząbek czosnku
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- 1 listek laurowy
- sól i pieprz

Krok po kroku:

Obierz i pokrój w kostkę marchew, ziemniaki i cebulę. Seler również pokrój w kostkę. Czosnek obierz i zmiażdż przy użyciu praski do czosnku.

W garnku na umiarkowanym ogniu rozgrzej łyżkę oliwy z oliwek. Marchew, cebulę, seler i czosnek oraz listek laurowy smaż około 7 minut do momentu aż warzywa się zrumienią. Następnie przykryj garnek i duś warzywa na wolnym ogniu dodatkowe 10 minut aż warzywa zmiękną. Mieszaj co jakiś czas.




Dodaj wywar i ziemniaki i na dużym ogniu doprowadź do wrzenia. Gotuj pod przykryciem na umiarkowanym ogniu około 12 minut aż ziemniaki zmiękną.




Łososia umyj, obierz ze skóry, pokrój w kostkę.




Do pojemnika miksera wsyp 1 szklankę kukurydzy i zalej ją mlekiem. Zmiksuj i wlej do zupy. Dodaj tam także pozostałą kukurydzę i łososia. Gotuj na umiarkowanym ogniu około 7 minut bez przykrywania garnka aż mięso ryby zmięknie.




Wyjmij liść laurowy. Dodaj sól i pieprz wg uznania.




Młodszym dzieciom zupę trzeba chociaż odrobinę zmiksować.






Prawda, że łatwe? A jakie pyszne!
Miłego poniedziałku!







środa, 7 stycznia 2015

Czy ten Gender to taki straszny potwór?


W mojej rodzinie panuje "galopujące Gender". Przyznaję otwarcie. I bardzo dobrze nam z tym.
Mamy w domu obopólny szacunek, zrozumienie, wspólnie dbamy o dom i nasze córeczki.
Wspólnie zasilamy nasze konto bankowe i wspólnie pchamy ten nasz wóz do przodu.
Wychowujemy nasze córki tak, by wiedziały, że nic nie jest typowo damskie lub typowo męskie. By wiedziały, że przede wszystkim są ludźmi, a dopiero później kobietami i że płeć w niczym nie ogranicza.
To, że mąż również gotuje, robi zakupy czy prasuje jest dla nich naturalne. Mama ogląda mecze i przykręca śrubki ?- też dobrze.
Zupełnie nie pojmuję o co to całe halo wokół Gender. Mam wrażenie, a nawet pewność, że niektórzy komentatorzy zjawiska zupełnie zagalopowali się w przytwierdzaniu mu rogów.
Niezrozumienie i niewiedza to wg mnie główni winowajcy takiego stanu rzeczy. Wypaczenia w pojmowaniu Gender są bolesne w skutkach. Ludzie powielają błędne opinie, budują wokół niego mity i ostatecznie się go boją.
Przeczytałam dziś "O Gender i innych potworach" prof. Magdaleny Środy . To dłuższa historyjka w formie zabawnie zilustrowanej książeczki  dla dzieci 9+. W bardzo fajny sposób tłumaczy dzieciom co to Gender, jaka jest różnica między naturą, tradycją i kulturą oraz przedstawia mity powstałe o Gender.
Warto zapoznać się oraz nasze dzieciaki z tą pozycją wydawniczą. By rozumiały, że w zmianie kultury tak, by wszyscy czuli się równi nie ma nic złego.
A potworów, smoczyc i smoków szukajmy z nimi w bajkach...








wtorek, 6 stycznia 2015

Trzech Króli w Sopocie


Dziś w Trójmieście chwycił mróz. Rano termometr wskazywał -4°C. Odczucie zimna jednak, jak to nad morzem, to zupełnie inna sprawa. 
Po wyjściu z domu zawsze czuję, że termometr znowu mnie oszukał i że trzeba było ubrać się cieplej.
Pomimo mrozu postanowiliśmy pospacerować trochę po Sopocie. Aby wykorzystać ostatnie chwile kończącego się długiego wolnego okresu świąteczno-sylwestrowego. 
Jutro do pracy. Niestety.
Zapraszam Was zatem na miły wspólny spacer po trójmiejskim kurorcie. Lubię tu wracać. O każdej porze roku.




Po plaży spacerowały głównie mewy i łabędzie.


Mewy są wdzięcznym obiektem do fotografowania. Pozują chętnie ... :-)


Najdłuższe w Europie drewniane molo jest właśnie w Sopocie.


Legendarny Grand Hotel.


Przy Domu Zdrojowym w Sopocie zimą działa sztuczne lodowisko. Chętnych do włożenia łyżew nie brakowało...


-2,4°C??? To chyba jakiś żart! Przecież zamarzam!




Choinka jeszcze stoi.




Sopocki H&M na Monciaku jest niesamowicie urokliwy. Zlokalizowany w pięknie odrestaurowanej kamienicy. Wygląda jak butik.


Nik Wallenda??? Nie, to znana sopocka rzeźba - rybak linoskoczek.



Pod koniec spaceru byliśmy tak zmarznięci, że musieliśmy ratować się przepyszną belgijską gorącą czekoladą. Naprawdę pomogło ... :-)

Pozdrawiam Was gorąco i oby do piątku!