czwartek, 27 sierpnia 2015

Trudne pożegnania z dzieckiem


Wakacje zbliżają się do końca. Pierwszy września nadchodzi, a wraz z nim trudne rozstania rodziców z dziećmi, które rozpoczną żłobek, przedszkole lub szkołę. Niektóre dzieci zupełnie bezproblemowo przechodzą poranne rozstania z mamą lub tatą. Inne z kolei nieco gorzej i potrzebują trochę czasu, by przywyknąć. Jest w tym pewna prawidłowość. Jeśli Twoje dziecko żegna się z Tobą rano bez problemu i rozstajecie się w miłej atmosferze, jesteś zadowolona i spokojnie zmierzasz do pracy/domu. Jeśli jednak widzisz jak Twoje dziecko płacze, nie chce wejść do sali, czuje niepokój, Ty momentalnie czujesz się fatalnie i właściwie z miejsca mogłabyś złożyć wypowiedzenie w pracy.
Co zrobić, by codzienne poranne pożegnania w żłobku/przedszkolu/szkole nie były koszmarem? Aby pomóc dziecku, które niechętnie się z Tobą rozstaje. I abyś Ty nie czuła się źle, kiedy widzisz łzy na pożegnanie?

Mam nadzieję, że moje rady choć trochę Wam pomogą i przygotują na sytuacje, które być może, ale niekoniecznie staną się Waszym udziałem.

Postaraj się, by pożegnania w domu/żłobku/przedszkolu/szkole były ciepłe, ale krótkie
Jest to trudne, wiem, ale przed dzieckiem musisz się "trzymać". Najgorsze co może Ci się zdarzyć, to pokazać mu, że czujesz się niepewnie i masz łzy w oczach. Poranne pożegnanie może być dla Ciebie bardzo trudne, ale żegnając się z dzieckiem bądź pewna, uśmiechnięta i kochająca. Dziecko, które wcale nie zamierza płakać przy porannym rozstaniu może się rozpłakać, jak tylko wyczuje Twoją niepewność.
Pożegnanie nie może trwać długo. Pomóż dziecku w podstawowych czynnościach, odprowadź do sali, przywitajcie się z nauczycielem i pożegnajcie się. Niektórzy rodzice obierają strategię wprowadzania dzieci do sali i jak tylko czymś się zainteresują, wymykają się niepostrzeżenie, bez pożegnania. To nie jest dobry sposób. Dziecko może wpaść w panikę jak tylko zauważy, że już Cię nie ma, że nie dostało buziaka i przytulasa.
Zdecydowanie lepiej poczekać, aż dziecko zacznie się bawić i wtedy podejść, dać buziaka, przytulić, pomachać i wyjść. Mimo, że widzisz, jak płacze.
Przeciąganie pożegnania w nieskończoność to też nie jest dobra strategia. Wychodzisz z sali, ale słyszysz, że płacze. Więc wracasz i proces zaczyna się na nowo. Gwarantuję, że chwilę po Twoim wyjściu ono nie będzie już płakało. Jak tylko znikniesz z pola widzenia, po chwili uspokoi się i bez problemu dołączy do zabaw i cały dzień upłynie mu miło.


Zapytaj opiekuna/nauczyciela
Dobrym pomysłem jest, by porozmawiać z opiekunem, nauczycielem czy jak już wychodzisz, płacz się kończy. Jeśli tak, to jest to wyraźny sygnał, że Twój powrót nie byłby dobrym pomysłem. Jeśli natomiast płacz nie ustaje, pogarsza się, dziecko wpada w panikę, trzeba wspólnie zastanowić się nad powodem takiej sytacji i możliwościami jej rozwiązania. Spokojnie, to zdarza się rzadko.


Przyjdźcie odrobinę wcześniej
Po pierwszym tygodniu zorientujesz się o jakiej porze najwięcej rodziców przyprowadza swoje dzieci. Na ten czas przypada największe nasilenie płaczy przy pożegnaniach. Najlepiej tego unikać. Z doświadczenia wiem, że czasem dzieci sugerują się zachowaniem rówieśników i dochodzi do "płaczu zbiorowego". Postaraj się więc wyczuć ten newralgiczny czas i przyprowadzać dziecko nieco wczesniej tak, byście zdążyli się spokojnie pożegać. Wtedy szanse na bezproblemowe poranne rozstanie będą większe.


Rozmawiajcie w domowym zaciszu
Koniecznie rozmawiaj z dzieckiem o Waszych codziennych rozstaniach. Zapytaj co ono czuje jak się rano żegnacie. Wytłumacz sytuację. Zapytaj co jest w żłobku/przedszkolu/szkole fajne. Z kim się i w co bawi? Co sprawia mu radość? Opowiadaj o fajnych wydarzeniach planowanych w najbliższym czasie w placówce. Może niedługo odwiedzi ich teatrzyk, pojadą na wycieczkę lub będą robić coś ciekawego? To zawsze działa bardzo zachęcająco. Ważne, by dziecko opowiedziało o swoich emocjach, nazwało je, a Ty postaraj się je zrozumieć i pomóc mu w trudnych chwilach.


Coś ze sobą
Ulubiona zabawka, kocyk, maskotka to coś co zawsze pomaga. Jeśli dziecko może mieć przy sobie coś co należy do niego, czuje się pewniej. Pozwól dziecku wybrać taki przedmiot, podpisz go i niech mu towarzyszy. Chociaż z rana.


Dajcie sobie czas
Zarówno dziecko, jak i Ty potrzebujecie czasu. Poranne pożegnania, do których z czasem przywykniecie i które będą stanowiły normalny element dnia, z początku są wyzwaniem. Nawet jak Twoje dziecko nie płacze, możesz czuć się źle i mieć wyrzuty sumienia. To normalne. To, że jest Wam się trudno rozstać to tylko znak, że Wasza więź jest bardzo silna. Że bardzo się kochacie.
Daj Wam miesiąc na zaaklimatyzowanie się w nowej sytuacji. Po tym czasie łzawe pożegnania powinny ustać. Będziecie wspólnie, uśmiechnięci miło zaczynać dzień. A po południu na Twój widok usłyszysz okrzyk radości, a czasami jęk zawodu, bo właśnie trwała super zabawa ... :-)






poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Szkolne rozterki rodziców


Wczoraj miałam przyjemność wziąć udział w warsztatach Joanny Trzaska "Już niedługo idę do szkoły - jak przygotować dziecko do nowego doświadczenia?", które odbyły się w ramach Festiwalu "Literacki Sopot".
Podczas spotkania rozmawialiśmy o emocjach i dzieliliśmy się swoimi doświadczeniami w związku z pójściem dzieci do szkoły. Przybyli rodzice mieli sporo wątpliwości, pytań i obaw związanych ze zbliżającym się wkroczeniem ich dzieci w szkolny świat.
Zainspirowana spotkaniem, postanowiłam napisać o tym co nas jako rodziców najbardziej niepoki kiedy nasze dziecko zostaje uczniem.

Mamy własne, niekoniecznie pozytywne doświadczenia związane ze szkołą
Jak tylko zbliża się moment rozpoczęcia szkoły przez nasze dziecko, wracają wspomnienia. Niekoniecznie dobre. Obawiamy się, że skoro my kojarzymy ją niezbyt przyjemnie, podobne stanie się udziałem naszego dziecka. Nie powinniśmy jednak projektować naszych obaw na dziecko. Jemu niekoniecznie towarzyszą te same emocje związane z rozpoczęciem szkoły, co nam. Ono może być podekscytowane, pełne radości, w momencie kiedy my możemy odczuwać niepokój i obawę. Czasami nawet i lęk.
Pamiętajmy, że w dużej mierze od naszego podejścia do tematu "szkoła" zależy postawa naszego dziecka. Mówmy więc o szkole pozytywnie i przekazujmy dziecku takie właśnie podejście. I nie bójmy się "na zapas".

Boimy się utraty kontroli nad naszym dzieckiem
Nasze kochane maleństwo wyrosło i siłą rzeczy "wyfruwa z gniazda". Rozpoczyna się kolejny etap. Bardziej samodzielny, ekscytujący, ale i wymykający nam się spod kontroli, nieprzewidywalny. To nas przeraża i często twierdzimy, że ono nie jest na to jeszcze gotowe. Czyżby?
Ważne, by zadać sobie pytanie czy przypadkiem my sami nie osiągnęliśmy gotowości, by wypuścić dziecko spod naszych opiekuńczych skrzydeł czy faktycznie ono nie jest na to gotowe?

Obawiamy się powierzyć nasze dziecko nieznanym osobom
Nauczyciel, któremu mamy oddać pod opiekę dziecko jest obcym. Nie wiemy jaka relacja wytworzy się pomiędzy nim a naszym dzieckiem. Jaki to będzie człowiek? Czy będzie umiał odpowiednio zadbać o nasze dziecko? Czy będzie potrafił podejść do dziecka jak do człowieka z emocjami, czy jedynie jak do kolejnego ucznia, którego trzeba nauczyć i ocenić?
Postarajmy się dać nauczycielowi kredyt zaufania. Nie bójmy się rozmowy, jak trzeba dyskutujmy. On przecież nie zawsze ma rację.

Czy sobie poradzi?
To nas także martwi. Czy ono da sobie radę? Emocjonalnie, w relacjach z rówieśnikami, w grupie, z opanowaniem materiału? Czy ewentualne odrzucenie lub porażka nie wywołają niechęci, blokady, lęku. Dajmy dziecku czas. Każde dziecko jest inne. Jedne wkraczają w świat szkolny zupełnie bezboleśnie, inne z kolei czeka dłuższa droga. To zupełnie normalne i trzeba to zaakceptować. Obserwować, rozmawiać, wspierać. Być przy nim, gdy potrzeba.

Jak my zostaniemy ocenieni jako rodzice?
Obawiamy się oceny nas samych jako rodziców. Przypięcia nam "łatek" i zaszufladkowania. Nie jesteśmy przecież idealni. Nikt nie jest. Ważne, że jesteśmy wystarczająco dobrymi rodzicami i staramy się nimi być z całych sił.

Rozpoczęcie szkoły to zupełnie nowe i niełatwe doświadczenie w życiu naszego dziecka. Nowe otoczenie, nieznane osoby, inny plan dnia, zasady, obowiązki. Wiele zależy jednak od naszej postawy jako rodziców. Naszą rolą jest rozmawiać z dzieckiem, obserwować jego zachowanie i oferować wsparcie. Jeśli zajdzie konieczność, podejmować aktywne działania. Nie bójmy się, dajmy mu wyfrunąć i cieszmy się, że SAMO odkrywa świat.

Jestem ciekawa co Wy o tym myślicie. Czy coś Was martwi w związku z nadchodzącym rozpoczęciem przez Wasze dziecko szkoły? Dlaczego? Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze.






czwartek, 20 sierpnia 2015

Jak przygotować dziecko do rozpoczęcia przedszkola lub szkoły?


Ostatnie dni wakacji przed nami. Już niedługo wiele dzieci rozpocznie przygodę z przedszkolem lub ze szkołą. Inne po prostu czeka powrót do przedszkola lub szkoły, które już znają. Jedno jest pewne. Obojętnie czy Twoje dziecko dopiero co wkracza w świat przedszkolny, szkolny lub wraca do niego po wakacyjnej przerwie, warto je do tego wydarzenia przygotować. Pozostało jeszcze parę dni, które można wykorzystać zarówno na wypoczynek jak i na przygotowanie dziecka do 1-go września.

1. Dużo rozmawiaj

To niezmiernie ważne, by odpowiednio wcześniej opowiedzieć dziecku o tym, co ma nastąpić. Już niedługo zostanie przecież przedszkolakiem, uczniem lub rozpocznie naukę w klasie wyżej. Warto, by dziecko odczuło, że jest to powód do dumy. Jest już przecież tak duży i tyle potrafi. A już niedługo pozna nowych kolegów i koleżanki, którzy razem z nim będą bawić się i uczyć się tylu ciekawych rzeczy. Będą wspólnie odkrywać świat!


2. Odwiedź przedszkole/szkołę

Dobrym sposobem na odczarowanie abstrakcyjnego dla dziecka pojęcia "przedszkole" lub "szkoła" jest wizyta w placówce, do której dziecko będzie uczęszczało od września. Warto zadzwonić i zapytać czy możemy wpaść z wizytą, by pokazać dziecku budynek i pomieszczenia. Może nawet da się zobaczyć salę, w której będzie się już niedługo świetnie bawiło? To wszystko sprawi, że dziecko chociaż trochę pozna nieznane mu miejsce i nie będzie się go obawiało.
Jeśli wybrane przez Was przedszkole lub szkoła oferuje adaptację, koniecznie skorzystajcie z takiej okazji! Z reguły jest to jeden dzień pod koniec sierpnia, kiedy to możemy uczestniczyć w zabawach poznając jednocześnie kadrę, dzieci z grupy oraz ich rodziców. Super sprawa! Czasami taka adaptacja może przebiegać na zasadzie półkolonii w ostatnim tygodniu sierpnia. Warto dowiedzieć się o to w przedszkolu lub szkole naszej pociechy.


3. Wyprawa po wyprawkę

Fajnym pomysłem na oswojenie ewentualnego lęku przed przedszkolem lub szkołą są wspólne zakupy. Przed wyprawą do sklepu warto sporządzić listę rzeczy, które nasze dziecko będzie potrzebowało w przedszkolu lub szkole. I do dzieła. Kupno wyprawki z ulubionym bohaterem, zwierzątkiem lub w odpowiednim kolorze naprawdę dużo da. Dziecko z przyjemnością będzie nosiło plecak, który sobie wybierze. Odlotowo będzie używać pachnące flamastry czy lśniące drobinkami długopisy. Woda z bidonu z ulubionym bajkowym bohaterem z pewnością będzie lepiej smakowała. Kto powiedział, że kapcie muszą być nudne? Mogą migać, mieć uszy lub wąsiki. Dzieci to uwielbiają! W przedszkolu lub szkole tym bardziej.


4. Inspirujące książeczki

Polecam przygotowanie dziecka do roli przedszkolaka lub ucznia czytając książeczki z przygodami ich ulubionych bohaterów. Wiele serii wydawniczych jak np. Basia, Zuzia czy Franklin zawiera tytuł, który z pewnością Wam w tym pomoże. Polecam "Basia i przedszkole", "Zuzia idzie do przedszkola", "Ja nie chcę do przedszkola", "Posłuchajki. Pora do przedszkola" czy "Franklin idzie do szkoły" oraz "Franklin chodzi do szkoły". Jeśli ulubiony bohater Waszej pociechy świetnie bawi się w przedszkolu lub szkole, ono też będzie tak chciało.


5. Niezbędne umiejętności

Warto przygotować dziecko pod kątem samodzielności. Nie tylko będzie się czuło dzięki temu pewniej, ale też będzie mu łatwiej.
Przedszkolak powinien już umieć korzystać z toalety, dlatego ćwiczmy to z nim w domu. Pokazujmy co i gdzie należy przycisnąć i co się wtedy wydarzy. To przy okazji super zabawa! Opowiedzmy dzieciom jak ważne jest mycie rąk. Gwarantuję, że Wasze dziecko to pokocha. Kupmy mu tylko jakieś niezwykłe mydełko i super odlotowy ręczniczek. Samodzielne ubieranie się, wiązanie butów czy pakowanie plecaka na następny dzień to też umiejętności, które warto ćwiczyć.


6. Nastawienie na super przygodę

Opowiadając dziecku o przedszkolu lub szkole ZAWSZE mów pozytywnie. Zbuduj w dziecku przekonanie, że już niedługo rozpocznie fantastyczną przygodę. Z nowymi kolegami niebawem wyruszy w podróż, by codziennie dokonywać tylu fascynujących odkryć.
Pewnie łezka kręci Ci się w oku, że Twój mały brzdąc tak już wyrósł? A teraz już prawie przedszkolak. Prawie uczeń. Otrzyj łzę i bądź dumna!

Jestem ciekawa jakie są Wasze sprawdzone sposoby na przygotowanie dziecka do rozpoczęcia przedszkola lub szkoły. Dajcie znać w komentarzach.

Pozdrawiam Was serdecznie!







niedziela, 16 sierpnia 2015

To był cudny czas!


No i zleciał. Wyczekiwany, wyjątkowo długi, trwający w tym roku aż cztery tygodnie urlop. Niby tak dużo czasu, a minęło niestety bardzo szybko. Bo tyle się działo...

W maju odbyliśmy naszą wakacyjną podróż do Włoch, o której już wiecie z moich postów. Dlatego mój długaśny urlop przypadający częściowo na lipiec i sierpień spędziliśmy głównie ... w domu. Na szczęście, mieszkamy w Gdańsku, blisko plaży, tuż przy Parku Nadmorskim, więc nie nudziłyśmy się. Spacery w parku, plażowanie, zabawy na placach zabaw to była nasza codzienność. Taka cudowna ...

Trzy na cztery tygodnie mojego urlopu to była prawdziwie wakacyjna, upalna pogoda. Wtedy byliśmy w Gdańsku. Pech chciał, że akurat na nasz tygodniowy pobyt w ośrodku ze SPA na Kaszubach przypadło załamanie pogody. Nie było jednak aż tak źle. Dwa dni padało, to fakt, ale poza tym aura była całkiem przyjemna. To był prawdziwy wypoczynek. Od wszystkiego. Relaks w lesie, nad jeziorem, spacery, zabawy, rozmowy. Pyszne jedzenie i cała masa atrakcji organizowanych na miejscu.

Tyle wspaniałych chwil spędzonych wspólnie z moją niezwykle opiekuńczą siedmiolatką i jej półtoraroczną siostrzyczką. Panna Starsza wydoroślała i jest teraz panienką, która bardzo dba o codzienny dobór garderoby łącznie z dodatkami :-) Troskliwie opiekuje się młodszą siostrą, co wzbudza w nas niesamowity podziw i dumę. Panna Młodsza to mały, radosny urwis. Wszędzie jej pełno. Biega z przekornym uśmiechem i zawsze wie czego chce. Dobitnie to z resztą demonstruje. Nie, nie, tak, tak to jej ulubione wyrażenia :-)

Wakacyjne teksty moich dziewczynek:

"Zjadłabyś banana?" - pytam Młodszą.
"Nie, nie. Ciacia." - słyszę. ("ciacia" to w jej języku ciastko)
I wszystko jasne. Po co ja się w ogóle pytałam :-)

To powinno być życiowa myśl przewodnia wielu z nas. Pewnego dnia na spacerze moja siedmioletnia mała filozofka wygłosiła: "Jak chcę, to mogę!" :-) Pewnie, święta racja!

Koniec urlopu, do pracy czas.
Specjalnie dla Was najlepsze urlopowe migawki do obejrzenia poniżej.
Codziennie coś ciekawego znajdziecie na moim profilu na Instagramie.
Zachęcam do obserwowania https://instagram.com/smartmumpolandblog

Do zobaczenia wkrótce!































środa, 12 sierpnia 2015

Miała wszystko i zarazem nic


Nigdy byście nie pomyśleli, że film biograficzny o zmarłej piosenkarce zainspiruje mnie piszącą o sprawach rodzicielstwa do nowego wpisu. A jednak...
Wczoraj wybraliśmy się z mężem na pokaz filmu "Amy" o rewelacyjnej Amy Winehouse.
I co? I wróciłam do domu smutna. Co Ty opowiadasz! Ano, tak. Niestety. I to nie ze względu na to, że pod koniec widzimy na ekranie sceny smutne, ostateczne, nieodwracalne. Bo przecież odeszła i nie ma jej już z nami. Zmarła niesamowicie utalentowana dziewczyna o starej duszy, zagubiona, trochę bezbronna, niedzisiejsza. Taki talent zdarza się naprawdę rzadko.

Smuci mnie jednak to, że jak na dłoni widać, że w życiu Amy brakowało miłości, troski i wsparcia rodziców. To się oczywiście odbiło na jej późniejszym życiu. Dziewczyna mając lat naście oznajmia rodzicom, że znalazła super sposób na odchudzanie. Je do woli, a następnie wymiotuje. I to jej rodziców wcale nie martwi. Bagatelizują chorobę swojego dziecka o nazwie bulimia. "Myślałam, że to minie" - mówi w filmie jej mama. Nie do wiary!  Nie minęło, a było coraz gorzej...

Co robi Amy po podpisaniu pierwszego kontraktu? Jak tylko dostaje pieniądze wyprowadza się z domu. W filmie wyraźnie daje do zrozumienia, że w domu nie działo się dobrze. OK, przy matce nie będzie przecież piła, to też był jeden z powodów. Ale ewidentnie nic jej w domu rodzinnym nie trzymało i jak tylko mogła to czmychnęła stamtąd w te pędy. Dzieci tak skwapliwie z domu nie chcą odchodzić, chyba, że rzeczywiście nie dzieje się tam najlepiej. I tak też było.

Ojciec miał kochankę, zostawił matkę Amy i porzucił rodzinę. Mimo, że niby szybko sobie z tym poradziła, bardzo łaknęła kontaktu z ojcem i silnego ramienia, które otoczyłoby ją i ochroniło kiedy trzeba. Ojciec pojawia się w jej życiu ponownie jak Amy jest już znana. Myślę, że był bardzo interesowny. Nie traktował Amy jak córki, lecz jako produkt, na którym można nieźle zarobić. Nie widział konieczności by wysłać córkę na odwyk, wypychał w wyniszczające trasy koncertowe, odwiedzał na wakacjach z kamerami. A ona nie chciała kamer. Chciała jego. Jego troski, uwagi i miłości.

Amy potrzebowała opiekuna, którego nie znalazła w ojcu. Dlatego myślę, tak łatwo padła w ramiona Blake'a, który był jej bratnią duszą, ale jednocześnie wpędził ją w narkotyki. W wyniszczającą miłość. W to uczucie przestała już nawet później wierzyć.

Postać matki Amy rzadko pojawia się w filmie. Sama piosenkarka mówi o niej, że "była dla niej zbyt łagodna". Nie umiała utrzymać jej w ryzach. Ewidentnie nie miała wsparcia w mężu, który zajęty był budowaniem relacji poza domem. Amy określa ojca mianem "nieobecnego i zajętego". No tak...

Nie zrozumcie mnie źle. Nie chcę się wymądrzać. Jednak ta smutna historia jasno pokazuje jak wielka odpowiedzialność spoczywa na nas, rodzicach. To, co mówimy do naszych dzieci, jak się wobec nich zachowujemy, jaką tworzymy w domu atmosferę, nasza postawa wobec ich problemów, to wszystko jest bardzo istotne. To nie jest błahostka. Wychowanie to ciężka i bardzo odpowiedzialna robota. Państwo Winehouse niestety nie zdali egzaminu z rodzicielstwa.







poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Podaruj dziecku skrzydła


Dziś chciałabym polecić Waszej uwadze spot "Każde Twoje słowo zmienia życie", którym Fundacja Rodzice Przyszłości prowadzi akcję przeciw przemocy emocjonalnej wobec dzieci.

Widzimy mamę z dzieckiem w kilku sytuacjach dnia codziennego. Typowe scenki. Jesteśmy ich uczestnikami na co dzień. Jak zareaguje rodzic? Co odpowie dziecku? Na zasadzie kontrastu filmik pokazuje dwie zupełnie różne reakcje mamy w tej samej sytuacji.
Autorzy filmu prezentują także w jaki sposób to jak odnosimy się do własnego dziecka rzutuje na jego dorosłe życie. To czy wychowamy silnego, wierzącego w siebie człowieka czy niepewnego siebie "nielota" zależy tylko od nas samych...

Film krytykowany jest za przedstawianie stereotypowej sytuacji rodzinnej. Mama w domu, tata w pracy. Gdzie tatuś? - pytają Internauci. Pewnie się nie udziela. Czy tylko mama może się zachowywać w taki sposób? Myślę, że autorom filmu chodziło o postawienie matki w roli symbolu rodziciela. Na jej miejscu mógł być także i ojciec. Szkoda, że tego zabrakło.

Pomimo tego, uważam, że to niezmiernie istotny materiał promujący mądre rodzicielstwo. Daje do myślenia. Przemoc wobec dziecka to bowiem nie tylko klaps. Często zapominamy, że przemoc werbalna jest równie zła jak fizyczna. Mówimy w końcu o nieodwracalnych skutkach w psychice dziecka.

Żyjemy w biegu, w stresie i myślę, że sytuacje pokazane w filmie są dość częste. Besztamy dziecko, łajamy je, gmeramy pod nosem. W irytacji, z przepracowania, ze zmęczenia... To żadne usprawiedliwienie.

Dobra materialne, w które tak bardzo chcemy wyposażyć nasze dzieci na przyszłość nie przydadzą im się tak bardzo jak odpowiedni kręgosłup cech, z którymi wejdą pewnym krokiem w dorosłość. Wiele jest w naszych, rodzicielskich rękach.

Obejrzyjcie filmik:









czwartek, 6 sierpnia 2015

Ku (wakacyjnej) przestrodze


Dziś zapraszam Was na post-ostrzeżenie. Bardzo ważny temat.
Mamy wakacje. Świeci słońce, jest pięknie i wielu z nas spędza ostatnio dużo czasu na plażach.
Słońce ma to do siebie, że grzeje miło, rozluźnia i mam wrażenie, że może niekiedy uśpić naszą rodzicielską czujność.
Normalnie, wiadomo, zawsze przewidujemy, nadzorujemy i trzymamy rękę na pulsie.
Na plaży jednak pochłania nas tyle różnych spraw. To normalne. Biegamy za dziećmi, usypujemy piaszczyste budowle, zmywamy z naszych pociech piasek, fotografujemy, nagrywamy ...
Zakładamy dzieciom stroje kąpielowe, jednak zdarza się, że bawią się na plaży bez ubranka. Bo mają wtedy swobodę, radochę i jest im tak lekko.
Ale do rzeczy, o co chodzi?
Inspiracją do dzisiejszego posta była rozmowa z koleżanką, która będąc wczoraj na plaży zauważyła mężczyznę, który trzymał w ukryciu mały aparat fotograficzny  i niby to mocząc nogi w wodzie cykał bawiącym się na brzegu dzieciom zdjęcia. Zauważyła to, jednak jak do niej dotarła powaga sytuacji, jegomość ulotnił się.
Co to miało znaczyć? W jakim celu to robił? Po co mu są takie zdjęcia? Pytania zaczęły się mnożyć.
Ta informacja dała mi do myślenia. Może ten mężczyzna nie miał złych zamiarów? Może robił zdjęcia w jakimś innym celu? Nie wiem... Trudno wyrokować...
Postanowiłam jednak przestrzec Was i uczulić. Że mimo, że jest ciepło, świeci słoneczko i jest nam tak miło na plażach to jednak woda czy słońce nie są jedynymi zagrożeniami, jakie czyhają tam na nasze dzieci. Patrzmy kto do nich podchodzi, z kim rozmawiają, kto czym ich częstuje i właśnie czy ktoś przypadkiem nie fotografuje ich z ukrycia. Bo może zdjęcie naszej nagiej lub półnagiej pociechy zostanie wykorzystane do niecnych celów. Warto mieć to na względzie, bo różni ludzie, jak wszędzie indziej, również i na plażach się kręcą.
Tylko my mamy prawo uwieczniać nasze dzieci w kadrach ku pamięci tych niesamowitych plażowych zabaw. One będą nam w przyszłości przypominać ten wspaniały letni czas.

Życzę Wam gorącego i pięknego weekendu!





poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rodzic na plaży


Są wakacje. Nadszedł czas upragnionego wypoczynku. Już od jakiegoś czasu snujemy plany. Oj, jak będzie cudnie. Oczyma wyobraźni widzimy siebie pomykających z leżaczkiem lub kocykiem na plażę. Pod pachą książka. W torbie coś na ząb, na głowie kapelusik. Bajka. Wchodzimy na plażę, rozkładamy kocyk, pyk na niego, no i leżymy. Sączymy napój rozweselający, wygrzewamy skórę i oddajemy się błogiemu nicnierobieniu. No, co najwyżej poczytamy.
Scenariusz idealny dla większości śmiertelników. Ale, chwila, chwila. Na twarzach moich dzieciatych czytelników widzę niewyraźny uśmiech. Ja i leżenie na plaży? Ja i ten napój? Ja i książka? Nicnierobienie? Zapomnij!
Rodzic z reguły wchodzi na plażę i nawet ubrania z siebie nie zdejmuje, bo już widzi jak jego najmłodszy pędzi do wody, no to on w te pędy za nim. Starszy chce siusiu. No to zbiera wszystko i lecą. Bo przecież nie będzie uczył, że do wody można. A potem z powrotem na kocyk, ale tylko na sekundę. Bo teraz budują zamek z pasku. Mamo! Głodna jestem. Już, Kochanie. Tato! Ona mnie ciągnie za włosy! Weź ją! I tak na zmianę. A Ty? Masz czas poczytać? Nic nie robić? No, nie bardzo...
Oj, tak to już z naszymi urwisami jest. Rodzic z małym potomstwem zajmuje się na plaży zgoła innymi rzeczami niż przeciętny urlopowicz oddający się wakacyjnym uciechom.
On ma piwko. Ty masz Bobofruta. On gazetkę. Ty zabawki do piasku. On sobie leży. Ty cały czas w ruchu. Życie...
Zauważyłam, że ludzie z reguły siadają na plaży z dala od dzieciatych. Jakby przenosili jakąś zagadkową niezbadaną chorobę. Która się nazywa dziecięcy głośny śmiech, ekscytacja, radość. Co mi tam będą dzieciaki przeszkadzać. Jakby zapomnieli jak to kiedyś sami za maluchami po piasku ganiali.
Zupełnie odwrotnie działają matki przychodzące z dziećmi same, które to lubią plażować stadnie. Z koleżanką, przyjaciółką lub dopiero co poznaną znajomą. Im więcej tym lepiej. W grupie zawsze raźniej. Dzieciaki mogą bawić się razem, a one mają upragnioną chwilę na damskie pogaduszki. Chwilę oddechu.
Zawsze można zastosować zasadę sprawiedliwego podziału w opiece nad pociechami. Widziałam już rodziców, którzy na plaży zgodnie ustalali, że będą opiekować się dziećmi na zmianę, co godzinę. Każde z nich miało chwilę dla siebie, żeby poleżeć, poczytać lub poleniuchować. Wilk syty i owca cała.
Ja Wam powiem, że mi z tym Bobofrutem i zabawkami do piasku całkiem dobrze. Uwielbiam patrzeć na szczęście wymalowane  na twarzach moich dzieci, gdy wbiegają do wody. Jak robią piaskowe baby lub większe budowle. Czasem zerknę tęsknym okiem na kocyk, na którym leniwie wygrzewają się plażowicze. I wtedy myślę sobie, że przecież ja za jakiś czas też tak będę ... Na razie jestem rodzicem-plażowiczem. Na plaży bardziej z dziećmi niż z samą sobą.

Pozdrawiam Was serdecznie z Gdańska!