środa, 20 maja 2015

Zielona szkoła na start!


Kiedy nasze dziecko po raz pierwszy wyjeżdża na zieloną szkołę lub wycieczkę z noclegiem jest to ważne wydarzenie dla całej rodziny. Wszyscy to przeżywają. W takich momentach uświadamiamy sobie, że nasze dziecko jest już tak duże...
Co zrobić, by dobrze przygotować siebie i dziecko do takiej wyprawy?  By mogło cieszyć się wydarzeniem, które z pewnością zapamięta do końca życia.

Przygotuj listę rzeczy do spakowania
By uniknąć nerwów i gorączkowych zakupów na ostatnią chwilę, warto z kilkudniowym wyprzedzeniem przygotować listę rzeczy, które będą potrzebne Twojemu dziecku na czas wyjazdu.
Z pewnością przyda się:
- kurtka przeciwdeszczowa
- buty sportowe
- kalosze
- dodatkowa zmiana ubrań (w razie czego)
- krem UV
- czapka z daszkiem
- okulary przeciwsłoneczne
- piżama
- klapki
- ulubiona zabawka
- kosmetyki + ręcznik

 Nie dla telefonu i gadżetów elektronicznych
Warto byłoby nie dawać dziecku telefonu ani gadżetów elektronicznych na czas wyjazdu. Niech to będzie czas "detoksu" od świata wirtualnego i przeniesienia się w ten prawdziwy. Czas dla grona rówieśników, budowania relacji z innymi i nauki cennych umiejętności społecznych. Pamiętajmy, że drogie gadżety mogą ulec zniszczeniu lub zwyczajnie do domu z dzieckiem nie wrócić.

Nie dzwoń
Daj swojemu dziecku swobodę. Nie bombarduj go telefonami, które wywołają niepotrzebny stres, a nawet i dyskomfort. Mamo! Daj już spokój! Twoje dziecko jest pod świetną opieką. Jeśli opiekun wycieczki do Ciebie nie dzwoni, na pewno wszystko jest w porządku. Wzajemny odpoczynek dobrze Wam zrobi. Dziecko stęskni się za Tobą i z wielką radością wróci do domu.

Co z lekarstwami?
Jeśli Twoje dziecko na stałe przyjmuje leki, poinformuj o tym wychowawcę. Spakuj potrzebne leki, razem z instrukcją ich podawania i przekaż opiekunowi grupy. Pamiętaj także, że niezbędne będzie Twoje pisemne upoważnienie na podawanie lekarstw dziecku przez konkretną osobę.

Ubezpieczenie
I jeszcze jedna ważna kwestia. Upewnij się, że Twoje dziecko posiada ważne ubezpieczenie NNW obejmujące także wycieczkę szkolną. To będzie niesamowita przygoda, ale przezorny zawsze ubezpieczony...



Macie już jakieś doświadczenia wynikające z wyjazdu dziecka na szkołę letnią lub wycieczkę szkolną?
Czekam na Wasze komentarze :-)








sobota, 16 maja 2015

Opiekuńcze urządzenia


Smartfon, tablet, konsola do gier, telewizor. Wybór jest spory. Zauważyłam, że rodzice bardzo chętnie korzystają z ich pomocy. Chodzi mi o naprawdę częste zjawisko zapewniania własnym dzieciom „opiekunów alternatywnych” gdy ich rodzice spędzają z nimi czas. Ale tylko ciałem. Bo w czasie, który mogliby poświęcić dzieciom, robią coś zupełnie innego. Duchem są gdzie indziej.

Nie tak dawno spacerowałam po parku. Na ławce siedział tatuś, a obok niego na oko czteroletni synek. Co robili? A co można robić w parku? Grać w piłkę, jeździć na rowerze, spacerować, bawić się… Niestety, nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Tatuś siedział  na ławce z nosem w tablecie. Jeździł palcem po ekranie urządzenia. Sporadycznie zerkał na syna, który właściwie robił co chciał. Co jakiś czas podchodził do taty i zaglądał mu przez ramię. W końcu zaczął się niecierpliwić, skakać, krzyczeć, aby zwrócić na siebie uwagę taty. Co zrobił rodziciel? Posadził chłopca obok siebie, wyjął komórkę i włączył mu grę. „Masz tu tę grę i bądź cicho” - usłyszałam jak mówi do syna. Osłupiałam. Tatuś od zabawy z własnym dzieckiem wolał tableta, a synowi zamiast rozmowy i wspólnie spędzonego czasu podarował kontakt z grą na smartfonie. Synek był zadowolony, tatuś także, więc w czym problem?

Problem w tym, że bardzo często spotykam się z podobnymi sytuacjami. Rodzice dają dziecku urządzenie zamiast siebie. To one stały się „opiekunami alternatywnymi” XXI wieku. Czy kontakt z ekranem smartfona lub tableta ma być substytutem rozmowy, zabawy, przytulenia i buziaka? Skąd się bierze ten zupełnie niezrozumiały fenomen?

Pewnie powiecie, że rodzice są zapracowani. Wiele godzin spędzają w pracy, a jak już dotrą do domu, chcieliby odpocząć. A tu dziecko, które wymaga uwagi i opieki. Tzw. „drugi etat”. I co? I zamiast po całym dniu rozłąki, poświęcić trochę czasu własnemu dziecku, włączamy mu bajkę lub grę komputerową. By mieć spokój i móc zająć się swoimi sprawami. A Twoje dziecko to nie Twoja sprawa?

Czy odczuwamy wyrzuty sumienia? Czy zwyczajnie nam głupio? Nie! Bo tłumaczymy sobie, że nauka obsługi smartfona i tableta jest w dzisiejszych czasach bardzo ważna. Że to taki „edukacyjny” sposób spędzania „razem” wolnego czasu. Włączymy bajkę po angielsku to się chłopak trochę z angielskiego podszkoli. A jak gra będzie edukacyjna to tylko na dobre mu wyjdzie. I po sprawie.

Czy to aby nie wynika z lenistwa? Nie z zapracowania lub ze zmęczenia. Zwyczajnie nie mamy chęci wymyślać zabaw, biegać za piłką czy układać klocków. Nie chce nam się. Prosto, wygodnie i bezproblemowo jest włączyć odpowiednie urządzenie. Dziecko zajęte. Rozrywka zapewniona. Sprawy nie ma.

Pomyślmy jednak o konsekwencjach. Kiedyś będziemy żałować tych straconych chwil, które bezpowrotnie odeszły. Które z własnej woli podarowaliśmy tabletowi, smartfonowi, telewizorowi czy konsoli. Nie mówiąc o tym, że w końcu nasze dziecko poszuka uwagi i zrozumienia gdzie indziej. Niekoniecznie tam, gdzie byśmy chcieli.

Nie pozwólmy, by „opiekunowie alternatywni” na dobre zajęli się naszymi dziećmi. Nie warto...








środa, 13 maja 2015

Pięć powodów, dla których warto, by mama wróciła do pracy


Po urodzeniu dziecka trudno myśleć o pracy. Tak wiele się zmienia i tak wiele się dzieje. Na początku przy dziecku jest tyle zajęć, że właściwie nie wiadomo co robić najpierw. Życie mamy obraca się wokół karmienia, zmiany pieluch i drzemek. Oczywiście drzemek malucha. My w tym czasie mamy do wykonania całe mnóstwo innych czynności. Same wiecie...

W tym okresie, kiedy jesteśmy naprawdę zmęczone i opieka nad dzieckiem pochłania cały nasz czas trudno nawet pomyśleć o pracy zawodowej. Ale kiedy mija  mniej więcej pół roku od urodzenia naszego maluszka, życie staje się bardziej ustabilizowane. Wiele rzeczy mamy jak to się mówi "ogarniętych" i pomału brakuje nam tego "czegoś".
Właśnie. Czegoś co jest związane z wyjściem z domu i zajęciem się czymś, co nie jest dzieckiem. W pewnym momencie zaczynamy tęsknić do pracy. Mamy rozważają jednak czy im się to opłaca.

Zapraszam Was zatem na przegląd pięciu powodów, dla których warto, abyśmy po urodzeniu dziecka, jak już będziemy czuły, że nadszedł ten czas, wróciły do pracy.

Po pierwsze dzięki pracy zaspokajamy potrzeby wyższego rzędu, na przykład społeczne związane z chęcią kontaktów z innymi ludźmi i poczuciem wspólnoty. Do tego dochodzą potrzeby uznania mające swoje przełożenie w samoakceptacji. Dzięki pracy, spełniamy także potrzeby samorealizacji czyli mamy możliwość rozwoju osobistego, doskonalenia umiejętności i uczenia się nowych rzeczy.

Dzięki pracy czujemy się dobrze. W końcu ktoś nam płaci za to co robimy i chociażby w ten sposób co miesiąc nas docenia. Nie mówiąc o motywacyjnym wpływie pochwały, słowa uznania czy premii.

Nasze poczucie wartości rośnie, bo codziennie czegoś dokonujemy. Załatwiamy wiele zupełnie drobnych spraw, ale stawiane są przed nami też skomplikowane wyzwania. A to daje powody do dumy z samego siebie.

Uczymy się współpracować z ludźmi. Tworzymy relacje, które nieraz trwają całe życie i przeradzają się w przyjaźnie. W tym gronie pracujemy codziennie i Ci ludzie stanowią ważny element naszego życia. Uczymy się także negocjowania, asertywności i rozwiązywania konfliktów.

Po piąte, dodatkowe źródło dochodu zapewnia naszej rodzinie większą stabilność finansową. Dodatkowa pensja powoduje, że stać nas na więcej. Dzięki niej możemy pozwolić sobie na przykład na lepsze przedszkole lub szkołę dla dzieci, podróżowanie, większe mieszkanie czy wygodną prywatną opiekę medyczną. I jeszcze jedna kwestia. Pracując ubezpieczasz się także na różne sceniariusze, które pisze życie. Odpukać, ale czasami zdarza się, że kobieta jest zmuszona sama zapewnić byt rodzinie.

Badania pokazują, że jedynie połowa kobiet, które urodziły dziecko wraca do pracy. Co druga z nas jednak z niej rezygnuje.

Droga Czytelniczko! Jaka jest Twoja sytuacja? Wróciłaś już do pracy po urodzeniu dziecka czy może planujesz powrót? Co Cię do tego skłania?




W pracy nad tym postem pomogła mi książka Marty Waszczuk "Mamy, wracamy".




sobota, 9 maja 2015

Mamy, wracamy!


Urodzenie dziecka jest momentem przełomowym w życiu kobiety. Wszystko się zmienia. Priorytety, cele, spojrzenie na wiele spraw. Dotyczy to również sfery zawodowej. Wiele kobiet po urodzeniu dziecka zmaga się z pytaniami dotyczącymi swojej dalszej drogi zawodowej. Dla niektórych z nas powrót do pracy sprzed porodu jest wręcz niemożliwy. Niektóre kobiety stają zatem przed dylematem ponownego odnalezienia i zdefiniowania siebie na rynku pracy po urlopie macierzyńskim lub wychowawczym. Inne wracają na dotychczasowe stanowisko, ale pracują w niepełnym wymiarze godzin. Jeszcze inne decydują się na założenie własnej firmy lub fundacji.
Urodzenie dziecka i potrzeba takiego zorganizowania naszego życia, by pogodzić opiekę nad dzieckiem, dom i pracę jest dla wielu kobiet motywatorem do zmian w życiu zawodowym. Bardzo praktyczną i inspirującą pomoc napisała Marta Waszczuk, autorka książki-poradnika "Mamy, wracamy". Myślę, że jest to lektura dla każdej mamy, która po urodzeniu dziecka zadaje sobie pytanie "co dalej?", ale także dla każdego kto stoi na swoistym "rozdrożu zawodowym".
Wczoraj w Sopockiej Bibliotece "Koc i książka" miałam przyjemność wziąć udział w autorskim spotkaniu Marty Waszczuk, która opowiadała o swojej książce "Mamy, wracamy". Marta inspiruje mamy do działania. Zachęca do powrotu do aktywności zawodowej, do własnych planów i rozwoju osobistego. Odpowiada na pytanie dlaczego warto pracować, skąd czerpać na wszystko siły oraz przedstawia całe spektrum możliwości, których z pewnością nie jesteśmy nawet świadomi. Książka, która jest również zbiorem praktycznych ćwiczeń do samodzielnego wykonania, pomaga w znalezieniu naszych mocnych stron, wyborze odpowiedniego zajęcia oraz zorganizowaniu codzienności po powrocie do pracy.
"Mamy, wracamy" to niesamowicie inspirująca i motywująca lektura dająca "energetycznego kopa", pełna praktycznych i przydatnych informacji dla mam wracających do pracy po urodzeniu dziecka. Niezmiernie ciekawym elementem książki są także opisy doświadczeń innych kobiet, które dodają wiary i pewności siebie.

Bardzo polecam lekturę "Mamy, wracamy" i pozdrawiam przesympatyczną Martę Waszczuk. Mam nadzieję na kolejne tak ciekawe spotkanie :-)

A Was zapraszam na dłuższy wpis inspirowany książką Marty, który niebawem pojawi się na blogu.
Pięknego weekendu!










poniedziałek, 4 maja 2015

Smak dzieciństwa czyli leniwe


U mnie w domu wszyscy uwielbiamy kluski leniwe. Panna Starsza słysząc, że na obiad będą leniwe, piszczy z radości. Panna Młodsza pomrukuje z lubością spożywając je. Na kolację nadają się jako danie samodzielne. Na obiad ich słodki smak najlepiej przełamać jakąś kwaśną zupą. My uwielbiamy jeść kluski leniwe z kremem z pomidorów.
Leniwe z bułką tartą, polane masłem i posypane cukrem to najprawdziwszy smak dzieciństwa. Tak proste i tak pyszne!

Składniki (dla dwóch osób):
Dla całej naszej rodziny 2+2 wykorzystuję podwójną ilość składników.
- 250 g półtłustego sera
- 10 łyżek mąki pszennej + dodatkowo 2 łyżki mąki pszennej
- 1 jajko
- masło
- bułka tarta
- sól




Ser mieszamy z 10 łyżkami mąki, jajkiem i delikatnie solimy. Ugniatamy ciasto tak, by wszystkie składniki się wymieszały.
Z ciasta formujemy wałeczki, które stopniowo posypujemy pozostałą ilością mąki (2 łyżki) po to, żeby się nie lepiły.






Wałeczki kroimy na mniejsze części, które wrzucamy do lekko posolonego wrzątku. Nie wrzucajmy wszystkich klusek od razu, bo nam się skleją. Kluski gotujemy, aż wypłyną na powierzchnię wody.
Wykładamy na talerzyki. W garneczku rozpuszczamy masło w ilości zależnej od nas, bo niektórzy lubią niewiele masła, za to inni wolą jego całkiem dużo. Do masła dodajemy bułkę tartą i lekko ją zrumieniamy. Masłem z bułką polewamy leniwe. Na koniec cukrzymy według uznania.
Palce lizać!