sobota, 31 października 2015

Dlaczego warto poznać Maksa, Ernesta oraz Bintę


Pisałam już o książeczkach dla maluszków, które moim zdaniem są warte uwagi i które w naszej rodzinie się sprawdziły. Tekst na ten temat znajdziecie tu: http://smartmum-poland.blogspot.com/2015/01/the-best-of-ksiazeczki-dla-maluchow.html

Dziś o ciekawych i wartych uwagi książkach dla dzieci 2-3 letnich. Już niedługo Mikołajki, dlatego postanowiłam przekonać Was do kupna czegoś naprawdę wartościowego.

Dlaczego akurat te książeczki? Przede wszystkim zachwycają szatą graficzną i cieszą oko maluchów jak również ich rodziców. Kiedy po nie sięgamy, uśmiech od razu pojawia się na twarzy. Ponadto, mają jasną konstrukcję, brak zbędnych słów i element ćwiczeniowy. Z reguły jakieś dźwięki, słowa lub wyrażenia są powtarzane w kolejnych scenkach po to, by dziecko pomału je zapamiętywało i samodzielnie używało. W późniejszym czasie niektóre z nich doskonale nadadzą się do nauki czytania jak np. seria o niesfornym Maksie (B. Lindgren i E. Eriksson), na której kartach goszczą krótkie i nieskomplikowane wyrazy.




Jak czytać dzieciom? Przede wszystkim na czytanie nigdy nie jest za wcześnie. Rodzice często myślą, że niemowlakom się nie czyta, bo są za małe. Nic bardziej mylnego! Już nawet bardzo małe dzieci uczą się podczas wspólnego czytania wielu rzeczy. Mówi się, że dzieci którym rodzice czytają książeczki szybciej zaczynają mówić i łatwiej koncentrują się na jednej rzeczy.

Na początku wspólne "czytanie" ogranicza się do pokazywania dzieciom obrazków i naśladowania dźwięków zwierzątek, pojazdów czy instrumentów. Później możemy dziecku opowiadać wykorzystując znane mu już obrazki. Kolejny krok to czytanie książeczki i zadawanie coraz bardziej skomplikowanych pytań związanych z treścią. Czytanie interaktywne to świetna zabawa!

Jakie są korzyści płynące z czytania dzieciom książeczek? Bezcenne! Przede wszystkim między czytającym a dzieckiem rozwija się mocna więź.  Takie dzieci szybciej mówią, mają bogatsze słownictwo, czytanie pobudza ich rozwój np. mózgu czy emocjonalny. Są ciekawe, wrażliwe, a dodatkowo kształtuje się  w nich nawyk czytania na całe życie. Książeczki pomagają im zrozumieć siebie i otaczający je świat.




Seria o przygodach niegrzecznego Maksa budzi nieco kontrowersji. W niektórych częściach serii zachowania Maksa nie są bowiem do zaakceptowania. Ale moim zdaniem jest to punkt wyjściowy do tego, by uczyć dzieci, że w taki sposób nie można postępować. Niektóre z części są jednak neutralne jak "Piłka Maksa" czy śmieszna "Pieluszka Maksa".

"Pajączek" (Eric Carle") to historia pająka tkającego sieć, którą dziecko może dotykać. Jest ona wyczuwalna na kartach książeczki. Dodatkowo, występuje tu motyw powtarzającej się scenki z udziałem różnych zwierzątek wydających odgłosy.




"Ernest" (C. Rayner) to niesamowita książka o łosiu, który nie może zmieścić się na kartach książki bo jest dla niego za mała. Reakcje dzieci, którym czytamy tę historię są wspaniałe. Na samym końcu książeczki jest bowiem niespodzianka. Nasza książka nagle się powiększa...






"Binta tańczy" (E. Susso, B. Chaud) to pięknie i kolorowo ilustrowana książeczka pełna wesołych dźwięków, łatwych wyrazów i krótkich zdań. Z pewnością warto kupić także "Babo chce" oraz "Lalo gra na bębnie" tych samych autorów.






"Baranek Bronek" opowiada historię baranka, który nie może zasnąć. Co robi baranek? Kiedy zasypia? Śliczne są obrazki na kartach tej książeczki. Dodatkowo, podejmuje ona ważny dla dzieci temat, bo zdarza im się przecież mieć problem z zaśnięciem...






Życzę Wam miłej lektury!



piątek, 23 października 2015

Co wolno Wojewodzie ...


Rodzice to pierwsi nauczyciele dla swoich dzieci. Pokazują im świat i wspólnie go odkrywają. W procesie wychowania uczymy dzieci co wolno, a czego nie. Tłumaczymy dlaczego. Staramy się ukształtować w nich dobre nawyki i odpowiednie zachowania. Wszystko z troski i z miłości. Sami jednak nie zawsze stosujemy się do zasad, które wpajamy naszym dzieciom, co mogłyby nam wytknąć. Już widzę jak nas nakrywają, pobłażliwie się uśmiechają i w powietrzu machają paluszkiem. Tato, no co Ty? Przecież mówiłeś mi, że ...
Rodzice nie są świętymi i chwała im za to. Każdy z nas ma coś na sumieniu. Jakie są nasze grzeszki? Czego uczymy dzieci, a później sami nie za bardzo przestrzegamy? Dorzućcie coś od siebie!

Nie jedz słodyczy!
Oj, ileż to razy powtarzamy, że słodycze są niezdrowe. Że psują się od nich zęby, że się od nich tyje i ma "robaki w brzuchu". To chyba najczęściej powtarzamy, by zrobić słodyczom antyreklamę i tym samym zniechęcić do nich nasze dzieci. Teoria jedno, a chęć zatopienia ząbków w czymś słodziutkim i rozpływającym się rozkosznie w ustach, drugie. Robimy więc dzieciom "słodkie soboty", odmawiamy kupna batonika w sklepie, zamykamy łakocie na klucz. A sami w ukryciu lub półukryciu wcinamy słodkości do kawki, jak mamy chandrę, w "te dni" lub wieczorkiem do serialu. Hehe...

Telewizja nie jest dla Ciebie dobra!
Nie siedź tyle przed telewizorem bo zgłupiejesz i wzrok stracisz - często słyszał mały Stasio. Bał się jak ognia utraty wzroku, która go jakoś nie dopadła. Zgłupieć też jakoś nie zgłupiał, bo w National Geographic gustował i wielu się tam ciekawostek dowiedział. Demonizujemy zgubny wpływ telewizji na dzieci. Limitujemy oglądanie, a czy jeśli nie zastępuje kontaktu z rodzicem i nie jest nadużywana jest aż tak bardzo zła? Chyba nie, bo sami skwapliwie jak tylko położymy dzieci zasiadamy przed "szklanym oczkiem" i serialik zapodajemy. Mało tego, jak w ciągu dnia pomyślimy o wieczornej serialowej uczcie to nam się od razu humor poprawia. Małemu się wzrok może popsuć, a nam już nie, co?

Pij tran, będziesz zdrowy!
Na dźwięk słowa tran wzdryga się kilka pokoleń wstecz. Tran = zdrowie głosi mądrość ludowa. Po krótkim okresie zapomnienia, tran obecnie wrócił do łask. Odpicowano mu buteleczkę i naklejeczkę i reklamę dobrą wysmarowano. I wierzymy w niego na powrót, ładując go w nasze dzieci jak tylko pierwsze zarazki w powietrzu latają. Dziecko się wzdryga, nie chce, ale przekonujemy, że musi, bo odporność po tym lepsza i zdrowsze będzie. A sami byśmy tego za licho nie tknęli...

Posprzątaj pokój!
Otwierasz pokój dziecka i podłogi nie widać. Matko! - biadolisz. Posprzątaj ten bajzel! Dobra mamo, zaraz - słyszysz. Nie zaraz tylko teraz - domagasz się. Natychmiast! A jak tam Twoja szafa? Otwierasz i trochę z niej wypada? Przydałoby się małe układanko? Kolanem trochę upychasz, żeby ją zamknąć? Ubrania letnie mimo jesieni nadal nieschowane? Konieczny remanent? :-)

Zrób lekcje!
Wracamy do domu z dzieckiem po szkole. Jak mantrę niemal od progu powtarzamy "zrób lekcje", to będziesz miał potem wolne. Mały nie chce, woli się najpierw odstresować przy zabawie. Na lekcje przyjdzie czas. Czekaj, czekaj. Czy to nie Ty przypadkiem powtarzasz, że praca nie zając nie ucieknie? No tak...

Nie przeklinaj!
Mamusiu, słyszałam jak Franek mówił k... mać, co to znaczy? Zosiu, to jest bardzo brzydkie słowo, którego my w naszym domu nie używamy. Rodzice Franka pewnie mu jeszcze nie powiedzieli, że tak nie wolno mówić. Seriously? Kiedy ostatnio przeklęłaś? K... mać! I inne macie. Pewnie dość często w użyciu, a przed dziećmi udajemy, że kto jak kto, ale my ich nigdy nie stosujemy. Yeah, right...

Wiele z tych grzeszków powszednich rodzicielskich sama mam na sumieniu. Może warto czasem zapytać samych siebie czy przestrzegamy tego, co staramy się wpoić naszym dzieciom. Bo przykład idący z góry ma największą siłę oddziaływania. Samo gadanie niepoparte czynami, niewiele zdziała. A niektórzy to pewnie powiedzą, że co wolno Wojewodzie to nie ....

Udanego weekendu!






sobota, 17 października 2015

Jacy są współcześni rodzice?


Czy wiecie, że dziecko, jego rozwój i potrzeby znalazły się w polu zainteresowania dopiero w XIX wieku? Wcześniej, nie przyjmowano się nim zbytnio. Dziecko przychodziło na świat w wyniku przypadku, a rodzicom często trudno było powiedzieć które to już z kolei. Nie mogli się doliczyć. Oddawane były mamkom na wykarmienie, często umierały. Traktowane były także jako siła robocza, pracując w gospodarstwie, na polu.

Dziś trudno nam to zrozumieć. Dzieci stawia się obecnie w centrum uwagi, a rodzice wiele dla nich poświęcają. Rodzicielstwo stało się dla wielu z nas stylem życia. Towarzyszą mu określone ideologie, zachowania i przedmioty. Jacy są w większości współcześni rodzice? Obserwuję, wyciągam wnioski, zapisuję. Jakie są Wasze spostrzeżenia?

Przeinformowani
Dużo czytają na temat dzieci. Chyba aż za dużo. Pochłaniają podręczniki dla rodziców w czasie ciąży, po urodzeniu dziecka i w trakcie jego wychowania. Chcą być najlepszymi rodzicami, więc szukają wskazówek jak należy postępować, by takim rodzicem być. Wyszukują przeróżne porady i informacje w internecie. Często głowa ich boli od nadmiaru wiedzy. A może lepiej podejść do rodzicielstwa bardziej zdroworozsądkowo? Pójść za głosem serca i intuicji? Przecież nie chcemy zrobić dziecku krzywdy. Czasem, informacje znalezione w internecie mogą przysporzyć więcej szkody niż pożytku.


Zaplanowani
Łączą tysiąc obowiązków na raz. I doskonale im to z reguły wychodzi. Biegną do pracy, zajmują się dziećmi, organizują im czas wolny, wykonują obowiązki domowe. Ufff. Zwariować nie raz można, ale starają się znaleźć w tym wszystkim złoty środek. Są dobrze zorganizowani, mają plan na każdy dzień. No prawie każdy. Bo nieoczekiwane wydarzenia potrafią pokrzyżować niejeden misternie ułożony plan.


Sprytni
Czas jest dla nich towarem deficytowym. Mają go tak mało, że szukają sposobów na to, by mieć go nieco więcej. I móc spędzić go wspólnie z dziećmi. Pani do sprzątania, weekendowe obiady w restauracjach, zakupy online to właściwie już norma. Płacimy za te luksusy, wiadomo. Ale dostajemy w zamian coś bezcennego - czas.


Wychowujący bezstresowo
Czy posiadanie dziecka jest jak przysłowiowa misja na Marsa? Wielu z nas tak właśnie się wydaje. Chuchają więc na dziecko, trzymają je pod kloszem, usuwają każdy pyłek spod nóżek, wyolbrzymiają wiele problemów. Takie postępowanie wynika z wiary w to, że tak właśnie należy, nie inaczej. Jakie będą konsekwencje? Jaki człowiek w wyniku takiego wychowania zostanie ukształtowany? Każdy z nas musi odpowiedzieć sobie na pytanie do czego może prowadzić wychowywanie dziecka, któremu nie stawia się granic, któremu wszystko wolno, które jest najważniejsze i najlepsze, które nigdy nie jest winne, a winny jest ktoś inny... Czy zasady i granice są czymś złym?


Poświęcający się
Dla swoich dzieci zrobią wiele. Często kosztem samych siebie. Swojego czasu wolnego, swojej przyjemności czy rozrywki. Ono jest najważniejsze i to jemu trzeba zapewnić to, co najlepsze. Super, tylko czasem chyba zdarza nam się przeginać. Dziecko nie potrzebuje najdroższych rzeczy, by być szczęśliwe. Gonimy za pieniędzmi, by zapewniać im wypasione gadżety, często jako zagłuszacz własnych wyrzutów sumienia. Chyba lepiej kupić im mniej, ale zaoferować nasz czas. W kontekście relacji z dzieckiem jest bezcenny. Cenniejszy niż wszystkie gadżety razem wzięte.


Skoncentrowani na dziecku
Dziecko jest dla nas kimś bardzo ważnym i cennym. I słusznie. Niektórzy rodzice, a raczej matki mają jednak tendencję do takiego skupiania się na dziecku, że aż "zlewają się" z nim. Są przekonane, że jedynie pełna koncentracja na dziecku oraz rezygnacja z własnych planów, marzeń i ambicji jest właściwym postępowaniem. Matki, które wracają do pracy po urodzeniu dziecka z reguły postrzegają jako egoistki. Ideologia pełnej symbiozy znajduje swoje przełożenie m.in. w nadmiernie długim karmieniu piersią oraz spaniu z dzieckiem w jednym łóżku. Pamiętajmy jednak, że dziecko do prawidłowego rozwoju potrzebuje swobody i "własnego świata".


Współcześni rodzice mają trochę "za uszami". Mimo tego, bardzo kochają swoje dzieci i gotowi są na wiele, by tylko były szczęśliwe. Od XIX wieku kiedy to dopiero zaczęto interesować się dzieckiem przebyliśmy długą drogę. Ważne, by w rodzicielstwie, jak we wszystkim innym, umieć znaleźć "złoty środek". I nie przeginać w żadną stronę. Obojętność z jednej i nadgorliwość z drugiej strony nie niosą ze sobą nic dobrego.







poniedziałek, 5 października 2015

Mały Einstein nie jadał batoników


Instytut Matki i Dziecka w Warszawie alarmuje, że co piąte dziecko w naszym kraju cierpi na nadwagę lub jest otyłe. Dlaczego? Bo dzieci jedzą zdecydowanie za dużo cukru, soli i tłuszczu. Otyłość prowadzi u dzieci do problemów z krążeniem i do nadciśnienia. Może być także przyczyną udaru lub zawału. Nie wspominając o tym, że otyłe dzieci osiągają także niestety gorsze wyniki w nauce.

Tyle mówią dane naukowe. Są bardzo zatrważające. Faktem jest jednak to, że rodzice coraz częściej z braku czasu lub kierując się wygodą pakują swoim dzieciom do lunchboxów coraz więcej gotowych i bardzo przetworzonych produktów. Takich jak batoniki, zapakowane rogaliki, chipsy, ciastka, soczki w kartonikach czy o zgrozo słodzone napoje gazowane. Od najmłodszych lat przyzwyczajają dzieci do takich smaków i dziwią się, że nic innego im nie smakuje. Na widok brokułów, szpinaku czy jabłka reagują wymownym "ble!". A wizytę w fastfoodzie traktują jak stały element dnia.

Tak wiele zależy od nas, rodziców. To my kształtujemy nawyki żywieniowe naszych dzieci. Jeśli od początku przyzwyczaimy je do jedzenia warzyw, owoców i picia wody zamiast soków, będzie to dla nich naturalne pożywienie. Smaku słodyczy nie powinny poznawać jak najdłużej. Bo cukier uzależnia i działa jak narkotyk. Jego źródłem powinna być porcja owoców dziennie. Tyle dziecku w zupełności wystarczy.

Cukier jest wszechobecny. Dosładzana jest tak duża ilość produktów spożywczych, że nawet nie jesteśmy tego świadomi. Znajdziemy go w płatkach śniadaniowych, jogurtach, sokach, pieczywie .... A dzieci tak często je jedzą. Jeśli do tego dodamy słodycze, słodzone napoje, lody przekonamy się, że dziennie nasze dziecko spożywa niewyobrażalną ilość cukru. Z solą nie jest lepiej. Dzieci jedzą jej niemal trzykrotnie więcej niż przewiduje dopuszczalna norma. Nadmiar soli w organiźmie przeciąża nerki, a spożywanie solonych produktów powoduje pobudzenie apetytu, a następnie chęć przełamania słonego smaku słodkim. I tak w kółko.

Im gorsza dieta dziecka już od najmłodszych lat, tym gorsze wyniki w testach na inteligencję w późniejszych latach. Dzieci spożywające nadmierną ilość cukru i tłuszczu mają problemy ze skupieniem, mają gorsze wyniki w nauce, a w szczególności z opanowaniem matematyki. Dzieci, które od małego mają zdrową dietę, są bardziej inteligentne, lepiej i szybciej przyswajają wiedzę i mają lepsze oceny.

Dla zdrowia, lepszego samopoczucia i dla dobra naszych dzieci ograniczmy ilość spożywanego przez nie cukru, soli i produktów smażonych. Nie wkładajmy im do plecaków batoników, cukierków, ciasteczek, drożdżówek, soczków, nie kupujmy frytek, pizzy, gotowych kanapek czy słodkich bułeczek. Poświęćmy czas na przygotowanie zdrowej kanapki domowej roboty, dodajmy owoc, warzywa do przegryzania w ciągu dnia i koniecznie niegazowaną wodę do picia.
Nie tylko zadbamy w ten sposób o zdrowie naszego dziecka, ale także o jego inteligencję. Pomyślmy jakie to ważne i jak wiele to znaczy ....